Jak rozpoczęła się Wasza miłość od pierwszego wejrzenia do mieszkania w starej
kamienicy w Bielsku-Białej, jaką historię za sobą kryje?
Dlaczego wybraliście akurat takie, a nie inne miejsce?
Zdecydowaliśmy się zamieszkać w kamienicy, ponieważ kochamy wnętrza z historią, które
mają w sobie to „coś” – przestrzeń, wysokie sufity i stare, naturalne materiały.
Z informacji, do których dotarliśmy, wynika, że kamienica to projekt Felixa Korna, syna
Karola Korna, wybitnego, przedwojennego, bielskiego architekta. To on zaprojektował
między innymi Dworzec Główny w Bielsku czy Willę Teodora Sixta.
Mieszkanie oczarowało nas od pierwszej chwili. Już od progu rzucił się nam w oczy biały,
majestatyczny piec kaflowy spoglądający na nas z sypialni. Kiedy chwyciliśmy za mosiężną
klamkę olbrzymich, drewnianych drzwi, a pod stopami zaskrzypiał dębowy parkiet,
wiedzieliśmy, że to jest to, czego szukamy. Pierwszy pokój, do którego weszliśmy, to nasza
obecna pracownia – zachwycił nas w nim jasny, drewniany wykusz wychodzący na ulicę.
Zupełnie nie widzieliśmy już popękanych ścian i masy pracy, jaką trzeba będzie wykonać,
żeby się tutaj wprowadzić. Zakochaliśmy się w tym miejscu i tak już zostało.
Jak wyglądają Wasze rytuały codzienności? Co wpływa na Wasz lepszy dzień, Waszą
kreatywność?
Dominika: Najważniejsze jest wspólne śniadanie. Musimy je zjeść razem, godzina nie gra
roli. To nasz codzienny rytuał, na który zawsze znajdujemy czas. Dla mnie samej poranek to
najważniejsza część dnia, spędzam go bez telefonu i komputera. Po śniadaniu wychodzę na
spacer z naszą Szarą wyżlicą, później pisanie codziennika, notesu wdzięczności, i chwila na
kawę. Dopiero po takim analogowym poranku siadam do pracy. Dzięki temu zaczynam dzień
wolnej, ale później lepiej mogę się skoncentrować w ciągu dnia.
Od jakiegoś czasu mamy szczęście raz w tygodniu gościć u siebie Agnieszkę – naszą
„prywatną” joginkę i wspaniałą osobę. Prowadzi jogę dla nas, dla mojej mamy i czasami też
dla braci. To taki rodzinny, cotygodniowy rytuał, który utrzymuje nasze ciała i dusze w
lepszej sprawności.
Wieczory zazwyczaj spędzamy na sofie, tuląc i głaszcząc psa, co uspakaja nas po całym dniu
pracy. Rytuał z korzyścią dla obydwu stron!
Jakie znaczenie ma dla Was Wasz dom, Wasza przestrzeń?
Lubimy przebywać w pięknych miejscach i otaczać się pięknymi przedmiotami. Taki dom
chcieliśmy stworzyć dla siebie i chyba nam się to udało. Podoba się nam w nim na przykład
to, że nie jest perfekcyjny, cegła w kuchni jest ułożona w dziwaczną kompozycję, a parkiet
skrzypi przy każdym kroku. Część mebli jest nowa, a część to zdobycze z targów staroci i
rzeczy używane. Otaczając się nimi, często wspominamy historie z nimi związane lub ich
poprzednich właścicieli.
Która pora dnia / pora roku w mieszkaniu należy do Waszych ulubionych ze względu
na grę światła, cieni i kolorów? Czy jest jakieś szczególne miejsce, w którym można to
zaobserwować?
Każda pora roku jest tutaj inna i maluje inne obrazy na ścianach. Uwielbiamy jesień, kiedy
słońce jest blisko i nawet puste, białe ściany nie są nudne. Niskie słoneczne światło rzuca na
nie magiczne cienie. Niestety jesienią i zimą światło wpada tu tylko na moment rano i
późnym popołudniem. Za to na wiosnę zaczyna się pojawiać piękne, rozproszone światło,
które towarzyszy nam cały dzień. Najjaśniejsze miejsce to zdecydowanie duży pokój i
pracownia. Swój urok ma też ciemnozielona sypialnia, do której światło wpada tylko przez
chwilę w ciągu dnia odbite od okien sąsiedniej kamienicy. To niepowtarzalna, bajkowa gra
kolorów.
Na co zwracaliście szczególną uwagę podczas urządzania Waszego mieszkania? Jaki
był zamysł w łączeniu ze sobą świata przedmiotów, materiałów i przestrzeni?
Szanujemy to co stare i uważamy, że dbanie o rzeczy, relacje z materiałami i przestrzenią
budują więź i szacunek do niej – ta myśl przyświecała nam w trakcie całego remontu.
Postanowiliśmy wydobyć z wnętrza to, co najpiękniejsze i najcenniejsze, a później wypełniać
je meblami i przedmiotami, które mają dla nas znaczenie. Głównymi bohaterami naszego
mieszkania są ponad 100-letni dębowy parkiet, drewniana stolarka i piec kaflowy – to
najcenniejsze, co tutaj zastaliśmy i postanowiliśmy zachować, reszta to zbiory rzeczy, mebli i
dodatków, które skrupulatnie wybieramy i zapraszamy do naszego domu. Jesteśmy
miłośnikami naturalnych materiałów i przedmiotów z duszą. Często wiąże się to z wieloma
godzinami pracy, jakie trzeba poświęcić, aby te rzeczy zaczęły pięknie wyglądać, ale później
one się nam odwdzięczają, ciesząc oczy i służąc przez kolejne lata. Przy urządzaniu naszego
kamienicznego wnętrza staliśmy się śmietnikowymi poszukiwaczami, myśliwymi na OLX i
buszującymi po targach staroci. Urządzanie to dla nas proces i poszukiwanie wyjątkowych
przedmiotów. Mamy nadzieję, że szybko się ono nie skończy.
Z gamy produktów TAMO wybraliście Vazoo, dlaczego akurat ten mebel? Jakie
ma on zastosowanie w Waszym codziennym życiu? Czy wpadły Wam w oko
również inne meble, które z chęcią widzielibyście w Waszej przestrzeni?
Duże znaczenie miał dla nas materiał. Szukaliśmy mebla w całości z drewna i
zdecydowaliśmy się na dąb, ponieważ idealnie pasuje do naszego parkietu. Bardzo podobały
nam się też zaokrąglenia półek, które w dyskretny sposób nawiązują do starej komody,
stojącej w dużym pokoju. Vazoo to regał, a może nie tylko, bo dzięki toczonym wazonom
wygląda trochę jak rzeźba lub instalacja i nadaje wnętrzu wyjątkowy charakter.
Meble, które oprócz Vazoo wpadły nam w oko i z pewnością widzielibyśmy je w naszym
domu to seria XO z ryflowanymi frontami. Naszą ostatnią miłością jest też sofa TORI.
Teraz trochę na temat sesji Green Grey Living X TAMO, który set jest najbliższy
Waszemu sercu i dlaczego? Który był najbardziej ciekawy z perspektywy szkła
obiektywu?
Sesja była dla nas wspaniałym sposobem na wypróbowanie różnych lokalizacji i odnalezienie
miejsca, w którym regał będzie się najlepiej prezentował i funkcjonował. Set, który
postanowiliśmy pozostawić po sesji, to układ w pracowni widoczny także z dużego pokoju.
Drewniane ramy ościeżnic tworzą dla niego swego rodzaju ramę. Jeśli chodzi o najciekawszy
układ z perspektywy szkła obiektywu, o to już trzeba zapytać Ulę (Ula Kóska - Paradise
Kitsch) – autorkę tych wspaniałych zdjęć.
Ula Kóska: Zdecydowanie ten najbardziej minimalny.
Pomimo, że jestem królową przepychu, a horror vacui towarzyszy mi na codzień i lubię go przemycać w sesjach portretowych, to w fotografii przedmiotów lubię harmonię i zrównoważony minimalizm.
Lubię ten kadr przechodzący przez ramę drzwi, na przestrzał do pracowni. Kolorystyka jest ujednolicona i zdjęcie sprawia wrażenie spójnego, pełnego porządku. Tożsamego z wizerunkiem Tamo oraz naszych bohaterów.